Na krajowej scenie Måneskin zdobył popularność dzięki zajęciu drugiego miejsca we włoskiej edycji programu X-Factor, jednak szerszy rozgłos zespołowi przyniosło zwycięstwo w 65. Konkursie Piosenki Eurowizji. W jego skład wchodzą Victoria De Angelis (basistka), Thomas Raggi (gitarzysta), Ethan Torchio (perkusista) i bohater tego artykułu – wokalista Damiano David.
Gatunkowo grupa orbituje wokół glam i pop rocka, chociaż tak naprawdę trudno ich twórczość jednoznacznie zdefiniować. Damiano twierdzi, że Måneskin to „przetłumaczenie muzyki przeszłości na teraźniejszość”, co można interpretować na wiele sposobów — trzymajmy się jednak wersji, że po prostu bardzo sprawnie odświeżają klasycznego rocka.
Solonez
Mimo rozpoczęcia solowej kariery przez Damiano, zespół podtrzymuje, że jego działalność została jedynie zawieszona, aby każdy jego członek (i członkini) mógł zająć się rozwojem własnej kariery. Naturalnie, wokół takiego stanowiska zdążyła już narosnąć nadgniła tkanka plotek, teorii, oskarżeń i niedomówień. Trudno jednak winić za to sam zespół, gdyż zorientowanej na sensację ludzkiej natury okiełznać nie sposób.
Damiano dodał, że obecny stan popularnej grupy nie rezonuje z jego oczekiwaniami, stąd pomysł na samodzielne działanie. Trudno powiedzieć, jak rozwinie się sytuacja i czy Måneskin wróci do aktywnego koncertowania. Nie chcę brzmieć jak emeryt, ale pierwszy peak popularności zespołu przypadł na okres, gdy młodzi artyści byli… cóż, bardzo młodzi. Łatwo podejmować radykalne decyzje, gdy otula cię satynowy kocyk uwielbienia, pieniędzy i fantastycznych perspektyw, a sam masz ledwie 18 lat.
Miejmy jednak nadzieję, że to faktycznie tylko przerwa na dojrzewanie talentów, nie zaś realny rozłam — szkoda, aby coś tak świeżego przepadło w morzu radiowego popu.
Zabawne, małe strachy
Czym jest pierwszy solowy projekt włoskiego artysty? „FUNNY little FEARS” to swoisty eksperyment, w którym Damiano David eksploruje własne lęki, obawy i kompleksy. Artysta odnosi się w utworach do przeszłych związków, które mogły mieć ogromny wpływ na jego proces twórczy. Wokalista podkreśla, że muzycznie chce wyłamać się z odrobinę skostniałego, rockowego brzmienia, stąd na albumie możemy spodziewać się eksperymentowania z innymi gatunkami. Trudno powiedzieć, jak całość zostanie przyjęta przez największych miłośników zespołu Måneskin, myślę jednak, że charyzma Damiano otworzy umysły nawet najbardziej zagorzałych fanów.
Na płycie znajdziemy czternaście utworów, w tym ciepło przyjęte, melancholijne „Silverlines (za produkcję odpowiada Labrinth!)” i rześkie niczym wiosenna rosa „Born With a Broken Heart”.
Damiano podkreśla, że utwory z „FUNNY little FEARS” dotykają kwestii jego wrażliwości, co może być wyrażeniem obawy związanej z odbiorem płyty. Mam nadzieję, że nie ugnie się on pod naporem ewentualnej krytyki i nie zrezygnuje z eksplorowania nowych gatunków, bo nie chodzi przecież o to, aby tworzył dokładnie to, co wcześniej, prawda?
Więcej niż gwiazda
Artysta jest zaskakująco otwarty, mówiąc o swoim najnowszym projekcie.
„Ludzie i media uwięzili mnie w formacie nieustraszonej gwiazdy rocka, którą czasami faktycznie jestem — i to faktycznie ja, ale nie 100% mnie”.
Wydaje się, że Damiano odczuwał ograniczenia poprzez oczekiwania fanów i fanek. Nowy album to zaczerpnięcie świeżego powietrza, okazja do przefiltrowania własnych myśli i zrestartowania procesu twórczego. Odważna i odrobinę pretensjonalna sylwetka wokalisty Måneskin ustępuje miejsca wrażliwemu, pełnemu konfliktów młodemu mężczyźnie.
„Bałem się siebie, prosiłem o zbyt wiele, goniłem coś, co chyba nawet nie było dla mnie interesujące” — wyznał na swoich profilach społecznościowych. Czuć w tych wypowiedziach pewną ulgę.
Dostrzegam tu analogię do kultowego niegdyś youtubera, kryjącego się w cyfrowym archiwum Google’a pod pseudonimem Filthy Frank. Jego twórczość była kontrowersyjna, często przekracza granice dobrego smaku. Obecnie jednak wyraża się muzycznie jako Joji, wyraźnie separując się od przeszłości równie barwnej, co niezrozumiałej. Nie jest to oczywiście zestawienie 1:1, bo rezygnacja Damiano z rockowego alter ego bardziej przypomina naturalną ewolucję, nie zaś spalenie przeszłej tożsamości do gołej ziemi – pokazuje to jednak, że niektórzy artyści duszą się w oczekiwaniach swoich słuchaczy.
Barwne włoskie życie
Damiano David to naprawdę intrygująca postać. Jego kariera zaczęła się wcześnie i kolidowała z nauką w Liceo Linguistico, co można potraktować jako odpowiednik polskiego „ogólniaka” z czasów, gdy jeszcze istniały gimnazja. Artysta podjął decyzję o porzuceniu nauki, co było przecież niezwykle ryzykowne — nawet największy sukces singla lub pierwszego albumu nie gwarantuje długotrwałej kariery. Co jednak ciekawe, Damiano zyskał pełne poparcie swoich rodziców, którzy wierzyli w talent i pracowitość syna.
Możliwym wytłumaczeniem takiej reakcji było zawodowe życie ojca i matki Damiano. Rodzice byli stewardami, co oznaczało konieczność ciągłego podróżowania. Coś, co dla wielu dorosłych może być marzeniem, dla dziecka może stanowić realny problem. Takie życie praktycznie uniemożliwia zawiązanie trwałych relacji z rówieśnikami, czy utrwalenie poczucia przynależności do domu i lokalnej społeczności.
Cóż, mimo wszystko wygląda na to, że zgadzając się na porzucenie szkoły, postąpili słusznie.
Dusza artysty
Damiano zdecydowanie wyróżnia się wyglądem, co dobrze widać nie tylko podczas występów, ale także i na sesjach zdjęciowych. W wyczuciu estetyki Włocha wybrzmiewają jego słowa o tłumaczeniu przeszłej muzyki na teraźniejszość — widoczne tatuaże, zadziorna fryzura i zacienione oczy zaskakująco dobrze komponują się z koszulami i marynarkami. Z drugiej strony tworzą ciekawy kontrast, który jest bardzo atrakcyjny dla jego fanów i fanek.
Wizualna oryginalność wydaje się przebiegać równolegle do linii przemyśleń na swój temat. Damiano powiedział w jednym z wywiadów: „w życiu byłem złodziejem, kłamcą, kochankiem, byłem też zmiennokształtny”. To ostatnie w moim tłumaczeniu brzmi wyjątkowo koślawie (w oryginale padło określenie „shapeshifter”, co można przetłumaczyć, nie dosłownie, jako „kameleon”), ale jest spójne z jego wizerunkiem. To także na swój sposób urocze, słychać w tym echo młodzieńczego buntu.
Czekamy na więcej?
Wiele wskazuje na to, że pierwszy samodzielny projekt Damiano okaże się nieprzeciętnym sukcesem – polski koncert promujący „FUNNY little FEARS”, który odbędzie się 11 września, wyprzedał się już na początku roku. Nawet jeśli ktoś skreślił go po „rozpadzie” grupy, i tak zapewne sprawdzi płytę, aby upewnić się, że miał rację.
Najprawdopodobniej nie jest to ostatnia próba wypłynięcia na szerokie wody bez wsparcia pozostałych marynarzy. Mówimy o naprawdę utalentowanym, charyzmatycznym i przystojnym (nie czarujmy się, to także ma znaczenie) artyście, który tak naprawdę dopiero niedawno zaczął światową karierę. Przy odrobinie szczęścia już niedługo nabierze ona jeszcze większych rumieńców, a sam Damiano dalej będzie się rozwijał jako twórca.
Czuję w starczych kościach, że jeszcze nieraz o nim usłyszymy.
Więcej najnowszych wiadomości ze świata muzyki znajdziecie w dziale Słucham.
Komentarze (0)