Spis treści:
- „Na czworakach”, Miranda July
- „Osiem gór”, Paolo Cognetti
- „Goście weselni”, Alison Espach
- „Wszystko dobrze”, Mona Awad
- „Szwajcara”, Jen Beagin
- „Liczby nie kłamią. 71 rzeczy, które trzeba wiedzieć o świecie”, Vaclav Smil
- „Ogród poza czasem. W poszukiwaniu wspólnego raju”, Olivia Laing
- „Niewidzialne kobiety. Jak dane tworzą świat skrojony pod mężczyzn”, Caroline Criado Perez
- „Dobre życie. Lekcje najdłuższego na świecie badania nad szczęściem”, Robert Waldinger, Marc Schulz
Książka na 40. urodziny jest prezentem wybieranym dość często, by nie powiedzieć: oklepanym. Czy jednak literacki upominek może być jeszcze atrakcyjny? Poniższe propozycje pokazują, że jak najbardziej. Oto kilka tytułów, które znakomicie sprawdzą się jako książki na czterdziestkę – zarówno dla kobiet, jak i mężczyzn.
„Na czworakach”, Miranda July, wydawnictwo Pauza, przekład Kaja Gucio
Główną bohaterkę – i jednocześnie narratorkę najnowszej książki July – poznajemy w momencie, gdy ta kończy 45 lat. Jest uznaną artystką z dorobkiem, osobą w wielu kręgach rozpoznawalną, jest też matką i żoną. Ale urodziny obchodzi w momencie, kiedy ma poczucie wypalenia – życiowego i zawodowego. Dlatego gdy nieoczekiwanie przychodzi do niej czek na 20 tysięcy dolarów za dawno wykonane zlecenie, postanawia go wydać na samotną podróż autem przez Stany. Liczy, że na nowo odnajdzie siebie, może coś ją zainspiruje, podziała na nią ożywczo. Ale już po pół godzinie jazdy wizja wielkiej podróży rozmywa się, a ona ląduje w podrzędnym motelu, fantazjując o romansie z właśnie spotkanym na stacji benzynowej młodszym od niej chłopakiem. Czy to kryzys wieku średniego, czy może chęć przeżycia jeszcze czegoś ekscytującego? A może poczucie, że to ostatni moment, żeby zmienić coś, co zupełnie nie gra w naszym pozornie poukładanym życiu?
July, amerykańska artystka performatywna, znana w Polsce z poprzednich książek, jak „Pierwszy bandzior” czy „Pasujesz tu najlepiej”, z właściwym sobie dowcipem, ironią, ale także bez lukrowania, pokazuje świat kobiety, która młodość ma za sobą, wita się z menopauzą, i mogłaby powielić stereotyp starszej uganiającej się za młodszymi. Ale tego nie robi. To opowieść o kobiecie, która wciąż chce całego życia we wszystkich jego przejawach, chce być widzialna i widoczna w społeczeństwie, bo ma prawo do zajmowanej przez siebie przestrzeni. Wspaniały, zabawny manifest. Lektura obowiązkowa.
„Osiem gór”, Paolo Cognetti, wydawnictwo Sonia Draga, przekład Tomasz Kwiecień
Cześć z czytelników może nie wiedzieć, że pokazywany dwa lata temu w polskich kinach film pod tytułem „Osiem gór” w reżyserii duetu Charlotte Vandermeersch i Feliksa Van Groeningena powstał na podstawie wzruszającej książki Paolo Cognettiego o tym samym tytule. To opowieść o przyjaźni dwóch chłopców. Jeden z nich, Pietro, co roku wraz z ojcem, miłośnikiem górskich wspinaczek, przyjeżdża do tej samej górskiej wioski. W wiosce mieszka Bruno, który szybko staje się towarzyszem zabaw Pietro. Ale widują się tylko w wakacje, Pietro na co dzień mieszka w mieście.
Po latach, po śmierci ojca, Pietro wraca w góry, bo to miejsce kojarzy mu się z utraconym rodzicem. W wiosce wciąż mieszka Bruno. Ich przyjaźń szybko się odradza, ale nić porozumienia zbudowana na mocnych wspomnieniach z dzieciństwa z czasem blednie, obu mężczyzn różni filozofia życiowa. Bruno żyje w miejscu swojego urodzenia, nie chce tego zmieniać, a jego miłość do gór jest większa niż każda bliska relacja. Pietro z kolei cały czas szuka swojego miejsca, nie potrafi osiąść, zakorzenić się.
Książka Cognettiego to opowieść o tym, że dla każdego z nas spełnienie jest czymś innym, w czym innym je odnajdujemy; ale także o zrozumieniu – lub jego braku – drugiej osoby, które leży u podstaw budowania relacji z bliskimi nam ludźmi. Wspaniała, mądra książka o męskim doświadczeniu przyjaźni i bliskości.
„Goście weselni”, Alison Espach Wydawnictwo Poznańskie, przekład Katarzyna Makaruk
Ta komedia obyczajowa uznana została za bestseller przez magazyn „New York Times”, a krytycy za wodą chwalili ją za trafne i dowcipne obserwacje. I rzeczywiście, autorka ma celne poczucie humoru, choć opowiadana przez nią historia do wesołych nie należy.
Do eleganckiego hotelu, w którym obsługa szykuje się do organizacji przyjęcia weselnego, przybywa Phoebe. Zarezerwowała tu dla siebie najlepszy i najdroższy apartament, nieświadoma, że zamiast ciszy i szumu morza będzie musiała znosić podekscytowane głosy, krzyki i wybuchy radości weselników. Bo Phoebe, którą niedawno porzucił mąż, postanawia się zabić. I chce to zrobić w hotelowej, eleganckiej scenerii. I choć tytułowi weselni goście z panną młodą na czele postanawiają mniej lub bardziej świadomie pokrzyżować jej plany, to bynajmniej nie mamy tu przed sobą komedii pomyłek. Raczej opowiedzianą z dużą dozą czułości i humoru historię kobiety po czterdziestce, która dochodzi do momentu, w którym nie ma już siły – na życie w pojedynkę, na żałobę, na pracę, na sztuczny uśmiech, na dźwiganie samotności oraz tęsknoty za mężem i za utraconym szczęściem.
To opowieść o tym, czy tę wiarę w sens życia w pojedynkę można odzyskać. Bardzo wzmacniająca lektura. Nawet jeśli nie zgadzamy się ze wszystkimi jej postulatami.
„Wszystko dobrze”, Mona Awad, Wydawnictwo Poznańskie, przekład Natalia Wiśniewska
Miranda pracuje jako reżyserka w teatrze uniwersyteckim. Poznajemy ją w trakcie przygotowywania spektaklu z grupą studentów, z których większość za nią nie przepada. Praca idzie jak po grudzie, w dodatku Miranda czuje się coraz gorzej – jej ciało co chwila sztywnieje pod wpływem chronicznego bólu, który został jej niczym pamiątka po wypadku, jaki lata wcześniej zakończył jej obiecującą karierę aktorską. Zamiast kariery żyje życiem wiecznej pacjentki, która odwiedza kolejnych lekarzy i fizjoterapeutów, a ci reagują już na nią zniecierpliwieniem. Pociesza się lekami, alkoholem i rzadkimi spotkaniami z przyjaciółką, którą także irytują opowieści o bólu.
Czytelnicy powieści Mony Awad, uznanej kanadyjskiej autorki namaszczonej przez samą Margaret Atwood, wiedzą, że za chwilę na scenie pojawią się postacie lub zjawiska z uniwersum baśni i horroru. I tak się dzieje, a jako że Miranda wystawia sztukę Szekspira, to i takie, przypominające nieco bohaterów szekspirowskich zjawy – prawdziwe lub nie? – nagle zaczną nawiedzać reżyserkę w prawdziwym życiu.
Pod przykrywką baśniowych strachów i kilku mrożących krew w żyłach scen Awad sprawnie prowadzi opowieść o tym, jak bardzo niedoceniany społecznie jest ból, zwłaszcza ten chroniczny. I jak bardzo lekceważone są kobiety, które go doświadczają, zwłaszcza te już niemłode, samotne, uparte. Ich bólu nie chcą widzieć ani zrozumieć najbliżsi, irytuje on specjalistów, gdy ich metody nie działają, a pacjenci (pacjentki) zostają z nim sami. Świetna lektura.
„Szwajcara”, Jen Beagin, wydawnictwo Czarne, przekład Kaja Gucio
Co to jest za powieść! Dawno nie miałam w ręku tak brawurowo napisanej książki. Bo choć sama historia jest stara jak świat – o tym, gdy z fascynacji drugą osobą zaczynamy posuwać się za daleko – to pomysł, jak można to napisać i jakie postacie zbudować, jest wspaniały.
Oto mamy 40-letnią Gretę, która po rozstaniu z wieloletnim partnerem postanawia wprowadzić się do domu swojej przyjaciółki na przedmieściach Hudson. Trzystuletni budynek, zaniedbany, ze szparami w oknach, obdrapanymi z farby ścianami, pełen pająków, a w jednym miejscu zamieszkany przez rój pszczół, śmiało może oddawać stan wewnętrzny Grety – nie jest to depresja, raczej marazm i znużenie, pogodzenie się z pełnym porażek życiem i brakiem perspektyw. Udaje jej się dostać zajęcie u lokalnego seksuologa. Ten, planując książkę, zleca jej transkrypcję sesji kilku swoich regularnych klientów. Wśród nich jest tytułowa Szwajcara, a właściwie Flavia, młoda ekscentryczna i znudzona życiem żony dziewczyna, która oprócz oryginalnej urody, nosi w sobie także mroczny epizod z niedalekiej przeszłości. Zaintrygowana Flavią Greta postanawia bliżej ją poznać.
W tej historii mamy nie tylko opowieść o fascynacji, o pragnieniu poznania i zrozumienia drugiej osoby, ale także o przekraczaniu granic, o poszukiwaniu silnych wrażeń. A to zawsze okazuje się stąpaniem po cienkim lodzie. Prawdziwy page-turner, który na długo zostaje w pamięci.
„Liczby nie kłamią. 71 rzeczy, które trzeba wiedzieć o świecie”, Vaclav Smil, wydawnictwo Insignis, przekład Michał Strąkow
To jedna z tych książek, które nie tyle nazywają świat i rzeczy po imieniu – jako dorośli co nieco o świecie powinniśmy już wiedzieć – ile porządkują tę wiedzę, pojęcia i konteksty. Ale także, a może przede wszystkim, przypominają nam, że wiedzę zawsze należy weryfikować. Zwłaszcza dziś, w dobie wszechobecnej dezinformacji, która pojawia się nie tylko w nadużywanych przez nas mediach społecznościowych, ale czasem także w poważnych wiadomościach.
Może zniechęcić (albo zachwycić!) różnorodność zagadnień: Smil porusza w krótkich esejach takie wątki jak współczynnik dzietności (czyli co to znaczy, że rodzi się za mało dzieci i ile to za mało?), co sprawia, że jedne kraje uważają się za szczęśliwsze od innych (i jak się ma poczucie szczęścia do wysokiego wskaźnika liczby samobójstw, na przykład w Finlandii?), a także tak przyziemne tematy jak czym jest rzeczywisty koszt energii elektrycznej oraz dlaczego na pokładzie samolotu jest bezpieczniej niż w szpitalu. Dla mnie zaskakujący okazał się rozdział, w którym Smil porównał koszty produkcji smartfonów z kosztami produkcji aut, udowadniając, że telefony komórkowe odciskają ogromne piętno na środowisku i na energetyce. Ciekawa, zaskakująca i dająca do myślenia lektura. Pomoże pozbyć się zarówno niektórych uprzedzeń, jak i stereotypów.
„Ogród poza czasem. W poszukiwaniu wspólnego raju”, Olivia Laing, wydawnictwo Czarne, przekład Dominika Cieśla-Szymańska
Czy ogród za domem może mieć moc zmieniania życia? Olivia Laing udowadnia, że tak. Jak sama pisze w swojej niedawno wydanej przez wydawnictwo Czarne książce, do 40. roku życia nie miała własnego domu. Dopiero po czterdziestce, będąc w stałym związku, tuż przed pandemią decyduje się z mężem kupić własny dom. Ale tak naprawdę o jego wyborze zaważa przylegający do niego ogród. A jako że nie prezentuje się on najlepiej, to pisarka z wiarą odkrywającej przyrodę neofitki postanawia dać mu drugie życie, uratować zaniedbane piękno. Okazuje się, że przyroda nie lubi pośpiechu, zniecierpliwienia, za to potrzebuje troski, czasu i uważności. Laing zaczyna spędzać w swoim ogrodzie coraz więcej czasu, a jej fizyczna praca, tak inna niż pisanie, przekłada się na refleksje o naturze ludzkiej, o życiu i o czasie. O tym, że ogród zaprasza do wspólnotowości, a jednocześnie dziś jest symbolem przywileju, bo kogo stać na ogród? I kto ma do niego prawo?
Poprzez język i historię projektowania ogrodów Laing odkrywa idee i wyobrażenia stojące za naszym stosunkiem do przyrody. Choćby w słowie paradise – po angielsku oznacza ono raj, ale pochodzi z perskiego, w którym oznaczało ogród otoczony murem. Prawda, że zmienia to znaczenie? Piękna książka o miłości do ogrodu, a tak naprawdę o naszym byciu w przyrodzie i prawie do niej.
„Niewidzialne kobiety. Jak dane tworzą świat skrojony pod mężczyzn”, Caroline Criado Perez, wydawnictwo Karakter, przekład Anna Sak
Autorka bada tezę postawioną już w podtytule książki, przyglądając się danym, jakie definiują naszą rzeczywistość na co dzień; w życiu domowym, w miejscu pracy, w przestrzeni publicznej czy u lekarza. „Przyjmuje się, że perypetie mężczyzn odzwierciedlają życie całej ludzkości”, pisze we wstępie Perez. W świecie coraz bardziej uzależnionym od danych, tych na temat kobiet prawie nie ma. Wobec tego dane dotyczące mężczyzn – czy to związane z medycyną, edukacją czy miejscem pracy przyjmuje się jak uniwersalne. Ale to rzutuje nie tylko na postrzeganie świata i założenie, że skoro kobiety nie wpisują się w te dane, to są „słabsze”, „gorsze”… Gorzej, przekłada się to na podtrzymywanie fałszywych przekonań związanych z obszarami, które istotnie wpływają na zdrowie i życie połowy społeczeństwa: na przemoc wobec kobiet, nieodpłatną pracę opiekuńczą i kobiece ciało.
Perez udowadnia, że błędne myślenie, zgodnie z którym dane dotyczące mężczyzn są danymi uniwersalnymi, właściwymi do projektowania badań i rzeczywistości, przekłada się na nasze rozumienie historii, medycyny czy wysokości biurek i szafek. Autorka sięga na przykład do badań archeologicznych, w ramach których zakładano, że to mężczyzna zawsze polował, a kobieta zajmowała się pilnowaniem ognia w jaskini, dopóki nie odczytano właściwie, że znalezione wraz ze skarbami i zbroją kości pochowanych wojowników należały do kobiet. Omawia też dopasowywanie dawek leków. A mówimy o czasach, kiedy równouprawnienie wydaje się oczywistością. To lektura, która naprawdę daje do myślenia.
„Dobre życie. Lekcje najdłuższego na świecie badania nad szczęściem”, Robert Waldinger, Marc Schulz, wydawnictwo Znak Litera nova, przekład Mariusz Gądek
Co to znaczy, że nasze życie jest dobre? Oraz co znaczy, że jesteśmy szczęśliwi? Czy jedno i drugie może być stanem, czy to raczej tymczasowe poczucie, które po chwili przeminie? Naukowcy z Uniwersytetu Harvarda postanowili sprawdzić czy można odpowiedzieć rzetelnie na te pytania. W 1938 roku zapoczątkowali projekt, który trwa do dziś – Harwardzkie badanie rozwoju osób dorosłych. W ramach tego badania postanowiono śledzić życiowe doświadczenia osób, które wzięły w nim udział od dzieciństwa po późną starość. W jaki sposób naukowcy badają swoich bohaterów? Jak piszą autorzy książki: „Co dwa lata wysyłamy im obszerne kwestionariusze, w których pozostawiamy miejsce na swobodne i osobiste wypowiedzi, co pięć lat zbieramy kompletne dane medyczne od ich lekarzy, a co piętnaście lat spotykamy się z nimi bezpośrednio”.
Badania wciąż trwa, dziś biorą w nim udział już dorosłe dzieci pierwszych uczestników, co pozwala zachowuje ciągłość pokoleniową. Na podstawie danych zbieranych przez całe życie od ponad 700 osób – młodych mężczyzn, do których dołączyły potem partnerki/partnerzy i dzieci – naukowcy otrzymali i otrzymują informacje o całym życiu badanych, czyli o całym życiu człowieka. Jak piszą autorzy, na podstawie danych zbieranych od swoich bohaterów wiedzą oni, kiedy ktoś wpadł w alkoholizm, kiedy ktoś inny stracił pracę, związał się z kimś lub rozstał, kiedy urodziły mu się dzieci, jak ocenia swoje zdrowie, status materialny i poczucie satysfakcji. Oraz jak te oceny zmieniają się – bądź nie – zależnie od wieku, sytuacji materialnej, momentu dziejowego. To, co powraca w wypowiedziach badanych, to fakt, że na jakość życia wpływają przede wszystkim relacje – te bliskie i dalsze, regularność spotkań, życzliwy kontakt z innymi osobami. I to one nadają naszemu życiu sens.
Natomiast fascynujące jest samo badanie. Naukowcy przytaczają fragmenty kwestionariuszy i wiele osobistych historii swoich bohaterów. Możemy się w nich przejrzeć, możemy mieć podobne wnioski i refleksje. Możemy zachwycić się historiami ludzi takich jak my.
Jak widzicie, książka na 40. urodziny może być prezentem oryginalnym i wyjątkowo wartościowym. Więcej książkowych recenzji i literackich nowości znajdziecie w dziale Czytam.
Zdjęcie okładkowe: tło: Shutterstock
Komentarze (0)